Kiedyś przeczytałem o fajnym badaniu o tym jak być szczęśliwym w życiu. Mówię, a znowu jakieś coachingowe bzdety, ale co tam przeczytam. Artykuł traktował o badaczach, którzy stwierdzili ze najbardziej miarodajni i szczerzy będą ludzi którzy przeżyli całe życie, byli na tzw. ostatniej prostej czyli pensjonariusze hospicjów.
Gdyby badali standardową grupę, jak wszyscy „kołczingowcy” czyli wiecznie młodych/ aktywnych/ludzi sukcesu zaraz by było, iż szczęście to ciężka praca/aktywność/wyciskanie z każdej minuty życia każdej kropli/samodyscyplina/samorozwój/rutyna itp. itd.
Badani ci przeżyli całe życie byli już podeszłym wieku, przeszli przez każdy etap w życiu a przy tym już wiedzieli, że to czas na ostateczny rachunek.
Wśród badanych była też liczna grupa ludzi „sukcesu” którzy podczas swojego życia dorobili się wielkich domów, ekskluzywnych samochodów etc. etc.
I wszyscy jednogłośnie stwierdzili u schyłku swojego życia że jedyną wartość i prawdziwym szczęściem to były chwile spędzone z rodziną, z dziećmi, wspólny czas, zabawy, podróże, przygody a także czas spędzony ze znajomymi.
Wielu tego podczas życia kompletnie nie zauważało spędzając kolejne godziny w pracy, robiąc kariery kosztem czasu wolnego spędzonego z rodziną. Wtedy wydawało im się to właściwe, ze skoro jest szansa trzeba pracować ponad miarę. Teraz patrzą na to jak na największą głupotę, gdyż te drogie domy i ekskluzywne samochody nie mają dla nich żadnego znaczenia i wiedza że to nie było żadne szczęście, prawdziwym szczęściem z którego są dumni i które przynosi im teraz uśmiech na twarzy i daje satysfakcję z przeżytego życia to nawiązane relacje i spędzone chwile z bliskimi.
Każdy z badanych jednoznacznie stwierdził, iż mając drugie życie by zdecydowanie mniej pracował, poprzez to mieszkał w mniejszym domu, jeździł tańszym samochodem ale za to każdą z możliwych chwile spędzał z rodziną z dziećmi…..bo tylko to ma wartość i daje prawdziwe szczęście.
Także dobrego dnia...szczęścia.