czwartek, 19 sierpnia 2021

Jak być szczęśliwym...tego nie wiedzą „kołczingowcy” tylko osoby które przeżyły całe życie i wiedza co w ostatnich chwilach życia daje uśmiech na twarzy.

 

Kiedyś przeczytałem o fajnym badaniu o tym jak być szczęśliwym w życiu. Mówię, a znowu jakieś coachingowe bzdety, ale co tam przeczytam. Artykuł traktował o badaczach, którzy stwierdzili  ze najbardziej miarodajni i szczerzy będą ludzi którzy przeżyli całe życie, byli na tzw. ostatniej prostej czyli pensjonariusze hospicjów.

Gdyby badali standardową grupę, jak wszyscy „kołczingowcy” czyli wiecznie młodych/ aktywnych/ludzi sukcesu zaraz by było, iż szczęście to ciężka praca/aktywność/wyciskanie z każdej minuty życia każdej kropli/samodyscyplina/samorozwój/rutyna itp. itd.

Badani ci przeżyli całe życie byli już podeszłym wieku, przeszli przez każdy etap w życiu a przy tym już wiedzieli, że to czas na ostateczny rachunek.

Wśród badanych była też liczna grupa ludzi „sukcesu” którzy podczas swojego życia dorobili się wielkich domów, ekskluzywnych samochodów etc. etc.

I wszyscy jednogłośnie stwierdzili u schyłku swojego życia że jedyną wartość i prawdziwym szczęściem to były chwile spędzone z rodziną, z dziećmi, wspólny czas, zabawy, podróże, przygody a także czas spędzony ze znajomymi.

Wielu tego podczas życia kompletnie nie zauważało spędzając kolejne godziny w pracy, robiąc kariery kosztem czasu wolnego spędzonego z rodziną. Wtedy wydawało im się to właściwe, ze skoro jest szansa trzeba pracować ponad miarę. Teraz patrzą na to jak na największą głupotę, gdyż te drogie domy i ekskluzywne samochody nie mają dla nich żadnego znaczenia  i wiedza że to nie było żadne szczęście, prawdziwym szczęściem z którego są dumni i które przynosi im teraz uśmiech na twarzy i daje satysfakcję z przeżytego życia to nawiązane relacje i spędzone chwile z bliskimi. 

 

Każdy z badanych jednoznacznie  stwierdził, iż mając drugie życie by zdecydowanie mniej pracował, poprzez to mieszkał w mniejszym domu, jeździł tańszym samochodem ale za to każdą z możliwych chwile spędzał z rodziną z dziećmi…..bo tylko to ma wartość i daje prawdziwe szczęście.

 Także dobrego dnia...szczęścia. 



wtorek, 11 sierpnia 2020

Jak wziąć się za pracę jak nic się nie chce......zwłaszcza po urlopie.

 

Macie tak…wracacie po urlopie do pracy, siadacie na swoim stanowisku do pracy o godzinie 8 i myślicie „ no nie tak od razu z kopyta nie mogę się wziąć za pracę” pogadam ze wszystkimi co tam u nich słychać i dopiero wezmę się za pracę, kiedy o 8.30 wszyscy już usiedli do swoich zadań po szybkiej pogawędce wy myślicie, „nie no wypije kawę nabiorę energii i wtedy ruszę z pracą”, o 9 kawa się kończy i znów złota myśl ”jeszcze do telefonu nie zaglądałem” po przekopaniu Facebooka, Instagrama i czego tam jeszcze o 10 stwierdzacie „zgłodniałem czas na przerwę śniadaniową”, potem druga kawa i tak dalej i dzień zleciał. Wy opuszczacie swoje stanowisko nie robić prawie nic, mega zmęczeni, wypruci od tego nicnierobinia.


I jednocześnie macie świadomość, że gdybyście znaleźli motywację do pracy wykonalibyście wiele zadań w pracy, jednocześnie byście wracali do domów naładowani energia, redukując przy tym zaległości w pracy.

No ale jak to zrobić jak się nie chce, jak człowiek jeszcze żyje minionym wolnym, nawet przywiązanie łańcuchem do biurka by niewiele tutaj pomogło.

Przychodzą tutaj z pomocą trzy zasady zasady, jedna nazywa się zasadą pięciu minut, druga dwóch minut a trzecia pięciu sekund.


Zacznijmy chronologicznie od tej środowej, zasady dwóch minut. Ile razy gdzieś tam kręcicie się na swoim  stanowisku pracy i wiecie, że gdzieś trzeba zadzwonić, coś ustalić, gdzieś trzeba napisać maila, ale tak czas mija, kolejna godzina leci, a te obowiązki gdzieś tam cisną z tyłu głowy. I tutaj przychodzi zasada dwóch minut, która mówi, że zadania, które trwają poniżej dwóch minut zrób od razu, przecież to tylko dwie minuty, co Ci zależy, zamiast siedzieć i coś scrollowac poświęć 10 minut załatw te parę spraw, rachu-ciachu i będziesz mógł wrócić do scrollowania z lepszym samopoczuciem, ze już coś zrobiłeś.

Ale zazwyczaj jest tak ze po tych 10 minutach taka produktywność się Tobie zaczyna podobać, obudziła w Tobie pokłady ambicji, o które siebie nie podejrzewałeś, tylko że zostały już bardziej  skomplikowane zadanie, które tak szybko się nie ogarnie i zajmą co najmniej pół godziny, a kto wie, może i godzinę, więc motywacja siada. I tu nam przychodzi z pomocą zasada pięciu minut, która mówi, że jeśli masz jakieś skomplikowane zadanie do wykonania na którego widok chce się uciec,  to spróbuj poświęcić mu pięć minut,  co Ci zależy, to tylko pięć minut, jak nie to po 5 minutach wrócisz do scrollowania, a może się Tobie spodoba i poświecisz mu jeszcze kwadrans i już będzie mniej kolejnego dnia, a nóż widelec się wkręcisz i ogarniesz całe…co Ci zależy to tylko 5 minut.

No tak, tylko żeby popracować 5 minut trzeba się jakoś do tego zmusić, jak? Przywiązać się do biurka. I tutaj z pomocą przychodzi zasada 5 sekund. Po prostu odlicz 5…..4…..3…..2…..1 i działaj! Tak jak start promu kosmicznego 5…..4.….3…..2…..1 i pełny ogień. Od tego też się wzięła ta zasada, pewna amerykanka miała wielkie problemy z motywacją do działania i zamiast pracować, z nudów oglądała start promu kosmicznego  gdzie nic się nie działo, po czym odliczono do pięciu  i wszystko ruszyło na pełnej parze. Stwierdziła że i ona tak zacznie działać, ma coś do zrobienia nie będzie się nad tym zastanawiać, odliczy 5….4….3…..2…..1 i weźmie się za realizację. Zaobserwowała, że od tego czasu wszystkie obowiązki zaczęła realizować natychmiastowo niwelując wszelakie zaległości, do tego stopnia ze napisała na temat tej zasady kilka książek.

Zatem Panowie 5….4….3….2….1 OGIEŃ !!!

wtorek, 28 lipca 2020

Wstępniak II - Reaktywacja

Z racji tego, że albo nie potrafię szukać albo faktycznie nie ma tego co chciałbym znaleźć w internetach, postanowiłem reaktywować swojego bloga, który do tej pory wielkiej kariery nie zrobił. Przez te parę lat zajmowałem się budową domu, pracą, zmianą pracy, przekwalifikowaniem zawodowym, rożnego rodzaju działalnością dodatkową, żeby zarobić pieniądze, urodził mi się syn itd. i jakoś nie było czasu, żeby skrobać. Ale jedną niezmienną kwestią jest to że lubię przeczytać coś ciekawego, bądź obejrzeć coś ciekawego codziennie rano, zazwyczaj do porannej kawy. I po przewaleniu wielu rożnych tytułów nadal stwierdzam, że nie mam co. 
Więc aby było co, postanowiłem reaktywować swojego bloga. 

Więc teraz pytanie co chciał bym przeczytać codziennie rano do kawy?
A mianowicie coś co da mi kopa na cały dzień, albo chociaż na poranek który właśnie zaczynam a dalej jakoś pójdzie, coś co mi pokarze, udowodni i przypomni, stary ale masz spoko życie więc dawaj, korzystaj i nie narzekaj, jedź z pompą.
Coś co pozwoli mi dostrzec, że moje życie jest zajefajne.
A nawet jeśli nie jest, to może dzięki temu blogowi uda mi się znaleźć motywację do tego aby takie było.
Wówczas powiecie, "ale żeś amerykę odkrył" w necie jest masa blogów, profilów na fejsie, instagramie o "super tatach, biznesmenach, królach życia, kołczach, samodoskanolaczach, hedonistach, fitnesach itd".
No spoko, ale nie o taki profil mi chodzi, z tego co widzę wszystkie te osoby prowadzące powyższe profile maja chyba takie ostre parcie na to żeby pokazać światu, "patrzcie jaki jestem zarąbisty i zazdrośćcie", "uczcie się i podążajcie moją ścieżką" a tym samym karmcie moje ego.
Aby nie wpaść w taką pułapkę, postaram się prowadzić tego bloga trochę anonimowo. 

Do tej pory pułapka, która hamowała tego bloga był perfekcjonizm, gdyż chciałem aby te artykuły były mega dopracowane, wyglądały jak z jakiego LOGO, Men's Health czy czegoś takiego.
Teraz postanowiłem, że będę chciał na ich pisanie poświęcać poranek, pół godziny czy godzinę, bo tyle czasu jestem w stanie wygospodarować. Może nie upstrzę tych artykułów mega sesją zdjęciową ale czymś tam będę się starał. Może będą jakieś literówki, błędy w składni ale trudno, tak więc do następnego artykułu a narazie dzielę się fotka kawy którą piłem przy pisaniu tego artykułu.


wtorek, 3 czerwca 2014

BUŁGARIA....zapomniane wspaniałe miejsce na wakacje...niskie koszty...wysoka jakość



Jeśli ktoś ma dosyć polskiego morza i jego kaprysów pogodowych a dysponuje niewielkim kapitałem i nie do końca go stać na wypoczynek na plażach w Monaco czy Miami na nawet Egiptu czy Turcji doskonałym rozwiązaniem jest zapomniana Bułgaria, której czasy świetności minęły z epoką gospodarki centralnie planowanej.  Tam za cenę wypoczynku nad Morzem Bałtyckim mamy iście śródziemnomorski klimat i nie gorszą infrastrukturę.  


 
Ja objechałem całe polskie wybrzeże, byłem we wszystkich większych kurortach nad naszym morzem. Gdy była pogoda było fajnie, gdy jej zabrakło było gorzej, a nawet beznadziejnie. Odpoczywałem też na plażach Teneryfy i Egiptu. A do Bułgarii wracałem dwa razy, a dokładnie do Słonecznego Brzegu i mam miłe wspomnienia. Jest to kurort pełną gębą, liczba hoteli w nim się znajdująca jest większa zapewne niż liczba wszystkich hoteli znajdujących się nad całym polskim wybrzeżem. Pomijam fakt, iż prawie każdy bułgarski hotel posiada swój własny basen dostępny dla wszystkich klientów. Co prawda większość hoteli pamięta czasy układu warszawskiego ale wszystkie są gruntownie odnowione i zmodernizowane.



A ceny - w Bułgarii byłem dwukrotnie, raz przez biuro podróży a raz sam zarezerwowałem sobie hotel i dojechałem własnym samochodem. Hotel zarezerwowałem przez popularny serwis booking.com, i doba w nowawym hotelu z basenem, ze śniadaniami, w wielkim klimatyzowanym pokoju z łazienką  kosztował mnie w przeliczeniu na złotówki 45zł. za noc. Za te pieniądze pewnie udało by się wynająć pokój u Pani Jadzi z psem i czwórką wnucząt z łazienką na korytarzu. Korelacja jakości do ceny jest oczywista. Dojazd, gdy podróżuje się w cztery osoby nie wychodzi wcale drogo, ceny benzyny wszędzie na podobnym poziomie jak w Polsce.  Jednak polecam podróż droga lotniczą z racji kiepskiej infrastruktury w Rumunii, bądź ominięcie tego kraju. Nieraz można upolować niezłą ofertę biura podróży i mieć kompleksową opiekę za niewiele ponad tysiąc złotych na osobę, gdzie mamy zapewniony transport, noclegi i wyżywienie. 




Plaże, są piękne, długie, pasiek złocisty, woda zawsze ciepła, a co najważniejsze niezatłoczone, gdyż duża część gości wypoczywa przy hotelowych basenach i nie tłoczy sie nad morzem, co gwarantuje komfortowe warunki plażowania wtedy gdy nam sie hotelowy basen znudzi. Można więc w ludzkich warunkach się opalać, gdzie nikt nie chodzi nam po głowach sypiąc piachem. A słońce..latem upał jest 100%, słońce świeci cały czas.



Czystość -  Bułgarzy, w przeciwieństwie do mieszkańców Afryki  rozumiejąc co to standardy czystości. Plaże, hotele, baseny, miasta i etc. czyściutkie. Opcja all inclusive nie jest tam nawet zbytnio potrzebna, gdyż lokalny browar w każdej knajpie kosztuje około 2zł. czyli jedna leva, więc można spokojnie się rozbijać po mieście uprawiając knajping i sączyć browary bez obawy o wysokie koszty. A knajp i dyskotek jest bez liku, jak i straganów oferujących wszystkie marki świata odzieży i nie tylko, wprost z nieistniejącego stadionu dziesięciolecia.



Może hotele nie są tak wielkie jak te w Egipcie, Tunezji i Turcji,  wyżywienie nie jest tak różnorodne i wykwintne jak w Hiszpanii to będąc w Międzyzdrojach, na Teneryfie czy Egipcie, można stwierdzić, iż Bułgarii dużo bliżej do tych drugich, każdy kto do tej pory odpoczywał na polskim wybrzeżem zjawi się w Bułgarii odczuje wielki szok infrastruktarnly jak i klimatyczno pogodowy na duży plus.


czwartek, 20 czerwca 2013

SUPERSAMOCHÓD DLA KAZDEGO FACETA!!!!… …. TEST PORSCHE BOXTER 987



Osobiście uważam, iż każdy facet powinien mieć w swoim życiu jeden supersamochód , bądź chociaż pojeździć sobie takowym. Fani supersamochodów z grubsza dzielą się na trzy grupy, fanów konia na masce, fanów byka na masce i fanów samochodów ze Stuttgartu. Samochody dwóch pierwszych grup są co prawda bardziej szpanerskie, jednak Prosiaki są najbardziej uniwersalne.

 

Porsche Boxster jest najmniejszym z tej rodziny autem sportowym, niektórzy powiedzą „Boxter to jakaś popierdułka, prawdziwe Porsche to tylko 911”. Dla tych którzy tak uważają, proponował bym aby najpierw sami pojeździli sobie Boxsterem, a dopiero później wyrażali opinie. Ja miałem możliwość poszaleć sobie takowym Boxsterem 987 z 2008 roku w wersji z silnikiem 2,7  245KM.

Dla mnie to było super doświadczenie. Bulgot sześciocylindrowego boxera robi wrażanie, zwłaszcza wtedy gdy przy wyższych obrotach przeradza się w ryk. Skrzynia PDK działa jak karabin maszynowy. Wyprzedzania taki autem to bajka, człowiek wciska gaz, skrzynia w ułamku sekundy zrzuca parę biegów w dół, wskazówka obrotomierza momentalnie wpada w swój górny zakres czemu towarzyszy jedno wielkie ryczenie, palce automatycznie zaciskają się mocno na kole kierownicy gdyż przyspieszenie  tak wciska w fotel że ma się wrażenie ze zaraz wyleci się z auta.

Specjalnie udałem się też do tunelu, złożyłem dach, wjechałem i gaz w podłogę, moje uszy nic piękniejszego w życiu nie słyszały, hipersymfonia  z układu wydechowego. Na mnie, wielkim fanie motoryzacji od urodzenia, największe wrażenie robił właśnie gang silnika. Przez cały czas jazdy nawet na chwilę nie włączyłem wypasionego systemu audio. Mało tego, dla mnie mając taki silnik, w ogóle system audio nie jest potrzebny. Kolejna rzecz która mnie urzekła, na postoju dając w pedał, silnik trzęsie całym autem robiąc takie wrażenie, że zaraz wyrwie się z ramy.

Prowadzenie to kolejna extra rzecz. Auto jest małe, lekkie, niskie, nisko osadzony środek ciężkości, silnik na środku, szerokie opony, to wszystko  powoduje, że prowadzi się niczym gokart. Reaguje ma każde muśniecie kierownicą, trzymając kierownicę ma się wrażenie że człowiek trzyma całe auto w rękach, a samo auto nie tyle jeździ co przesuwa się po asfalcie. Jeśli chce się wziąć zakręt bokiem, z tym również nie ma najmniejszych problemów. Ja mimo, iż nie miałem żadnego doświadczenia w driftingu, po pierwszych kilku próbach brałem tak wszystkie zakręty. Dojeżdżając do zakrętu, robiłem redukcję przerzucając  biegi na manualu, dawałem gaz do oporu i boxster pięknym łukiem, zamiatając tyłem pokonywał zakręt, odpuszczenie gazu powodowało, iż auto wracało do swojego prostego, bezpiecznego toru jazdy.

Do czasu przejażdżki tym autem byłem sceptycznie nastawiony do automatów, jednak tutaj, mocny silnik i szybka skrzynia biegów, są tak zestrojone by w ułamku sekundy dawać  kierowcy to czego potrzebuje. Wciskając gaz do dechy, auto od razu wie co ma dać kierowcy, błyskawiczna  redukcja, jeden ryk i pełna moc.

Efekt jazdy bez dachy potęguje doznania i daje większe bodźce akustyczne  dla kierowcy i wiatr we włosach, który przy większych prędkościach jest trochę meczący i chowa się głowę mimochodem pod kierownicą.  Sama sylwetka auta, to jedna wielka klasyka porsche, ja miałem okazję jeździć czarną perła z beżowym wnętrzem, co się pięknie komponowało. Samo wnętrze bardzo ergonomiczne, starannie wykonane i z najlepszych materiałów. Miękka skóra, wygodna pozycja za kierownica. Zanim wsiądzie się za kierownicę trzeba jednak powyjmować wszystkie rzeczy z kieszeni, po agresywniejszej jeździe wszystkie rzeczy powylatywały i walały się po aucie. Jedynie co mogli by poprawić, to system zmiany biegów przy kierownicy. Zamiast wyścigowych łopatek, mamy przyciski w kierownicy które wyglądają i działają jak te do sterowania radiem. To mały minus, gdyż nawet w dowolnej Kii z automatem można zamówić sobie łopatki rodem z ferrari.






Zaskoczyło mnie również spalanie, średnie wyszło na poziomie 11l./100km, a spodziewałem się wyniku z dwójką z przodu, gdyż auto było mocno eksploatowane. Po tym teście wiem, ze Boxster z tym silnikiem jak najbardziej nadaje się do codziennego użytkowania jako auta na co dzień. Jadąc do pracy każdego ranka takim autem, każdy dzień był by piękny, niezależnie jako to była by praca i jaka aura.

Po czasie spędzonym z tym Boxsterem, wiem że kiedyś będę miał takie auto. Może nie model 987 a 986. Może być nawet model z motorem 2,5l. z pierwszych lat produkcji , tutaj nie chodzi aż tak bardzo o moc jak o samą przyjemność jazdy i słuchania brzmienia takiego auta. Ceny takich aut zaczynają się od 25.000 zł. Co jest jak najbardziej przystępną ceną  za takie auto. Tym bardziej że Boxster zbiera bardzo wysokie oceny za niezawodność w testach TUV, DEKRY oraz wszelkich innych. Niektórzy powiedzą ze jak Boxster to tylko wersja S z silnikiem 3,2. Tak, moc na pewno jest większa, jednak zapotrzebowanie na paliwo jest mocno nieproporcjonalne do wzrostu mocy i tutaj średnie spalanie ma dwójkę z przodu.

Obecnie cały czas śledzę ceny 986 i obserwuję ceny tych aut. Za swoją Vectrę C dałem 5 lat temu tyle, że za te pieniądze bym kupił niezłego Boxtera. Nawet teraz jeszcze gdym sprzedał swoje auto, niewiele by mi brakło do wymarzonego Boxtera. Jednak z racji budowy domu swoje plany musze chwilo odłożyć na bok, jednak tego jestem przekonany, ze kiedyś będę miał takiego Boxstera, może będzie on lekiem na kryzys wieku średniego ;-).